[Uwaga, wpis mocno osobisty]
Mogłoby się wydawać, ze w drugiej ciąży nie ma się czego bać, przecież wszystko już znamy. Pierwszy raz mamy za sobą więc teraz to nic tylko cieszyć się i radować. Ale w końcu druga ciąża jest całkiem inna niż pierwsza – każda z nas to słyszała. Każda z nas zdaje sobie sprawę, że to już nie to samo. Najbardziej zmienia się podejście emocjonalne i psychiczne. Całkiem inaczej kreuje się strach przed tym, co będzie.
Pierwsza vs druga ciąża
W pierwszej ciąży mamy manię na dbanie o siebie: uprawiamy sporty, chodzimy na jogę i na basen, zaczynamy się zdrowo odżywiać i czasem pozwalamy sobie na najgorszego fast-fooda w myśl zasady „ciężarnej się nie odmawia, bo w domu pojawią się białe myszy”. Mamy mnóstwo czasu na wybór odpowiedniej wyprawki dla noworodka, mamy mnóstwo czasu, żeby szaleć po second-handach w poszukiwaniu pięknych ciążowych ubrań, które podkreślą nasz brzuszek. Mamy możliwość wylegiwania się z nogami na ścianie, mamy możliwość spokojnego wicia gniazdka, mamy możliwość przeczytania mnóstwa książek o rozwoju i wychowaniu dziecka. Codziennie rozmawiamy z brzuszkiem, uczymy się śpiewać kołysanek, a na dobranoc czytamy nienarodzonemu Baśnie Andersena.
W drugiej ciąży... cóż większość czasu pożera mały biegający i domagający się uwagi stworek. Ze sportów i aktywności zostają spacery po okolicy w żółwim tempie, bo mały człowiek już chodzi sam. Dieta? Ogranicza się do jedzenia dokładnie tego i dokładnie w tym samym czasie, co stworek. Wyprawkę kupuję po nocach na allegro. Ubrania ciążowe? Dalej chodzę w za małych bluzkach, spod których wystaje już pokaźny brzuszek, ale w sumie koszulki męża się jeszcze nadają! Wicie gniazdka teraz zawsze w parze ze stworkiem więc wszystko sprzątam i układam podwójnie. Książki ogarniam, co najwyżej 20 stron dziennie i to raczej związane z tematyką okiełznania potworka. Kołysanki śpiewam w kółko te same (te, których nauczyłam się w pierwszej ciąży), a na dobranoc króluje Pucio i Kicia Kocia.
Na początku był chaos
Dobra, pośmiałyśmy się, a teraz na poważnie.
W pierwszej ciąży wiele z nas obawia się jak sobie poradzi w nowej roli. Czy ogarniemy bycie mamą i czy dziecko z nami przeżyje. Jak to jest urodzić, a jakie to uczucie, kiedy z piersi leci mleko i wisi na niej uczepiony mały ssak. Martwimy się finansami, doborem pampersów i czy wystarczy nam ciuszków z wyprawki. Klasyczy strach przed tym, co nieznane.
W drugiej ciąży pojawia się nowy strach. Momentami paraliżujący. Strach przed zburzeniem dotychczasowego ładu.
Nigdy bym o tym nie pomyślała. Bardzo pragnęłam drugiego dziecka i cieszę się, że jest pod moim sercem. Ale przeraża mnie, że za niedługo zacznę wszystko od zera.
Wiecie, prawie dwuletnie dziecko jest już w miarę ogarnięte. Zje to samo, co ja. W dzień śpi 1,5 godziny (a nie po 20 minut 4 razy dziennie). I pobawi się samo i chodzi samo i gada samo. I da się coś przy nim ogarnąć. Da się posprzątać, da się wyjść do Biedry i przetrwać (nawet wspólnie). Da się zorganizować dzień. Ta codzienna rutyna uspokaja i daje namiastkę normalności.
A tu za niedługo pojawi się ktoś, kto znowu to wszystko zdezorganizuje. Ktoś, dzięki komu zacznę od zera. Ktoś, dzięki komu na nowo stanę się niewyspaną, zmęczoną i wiecznie poddenerwowaną zołzą. Ogarnięcie rzeczywistości z jednym dzieckiem było dla mnie wyzwaniem, a z dwójką to już w ogóle kosmos. Im dłużej o tym myślę: o prostych codziennych czynnościach typu przygotowanie śniadania, wyjście na spacer, zorganizowanie kąpieli – tym bardziej czuję się przerażona. Kurczę, kocham tego bobasa w moim brzuchu, ale chciałabym, żeby czas w ciąży płynął wolniej. Żebym miała czas się przygotować. Chociaż… chyba akurat na przygotowanie się do tej roli nigdy nie będziemy miały dość czasu;)
Strach przed nieznanym w pierwszej ciąży to pikuś w porównaniu do strachu przed chaosem w drugiej ciąży. Wiem, że sobie poradzę. Że może dom będzie zaniedbany, że może do fryzjera nie wyskoczę przed 3 miesiące, że może obiady nie będą zawsze na czas. Ale przecież mama zawsze daje radę. Wiem o tym. A mimo to się boję. Ba! Momentami drżę jak osika na wietrze? Ale czy żałuję decyzji o drugim dziecku? Nie i nigdy nie żałowałam.
I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis.
Buziaki,
Iza ♥
P.S. Doświadczone mamy dwójki i więcej! Uraczcie szczerym słowem w komentarzu: czy naprawdę jest się czego bać? Jak było u Was? Zwłaszcza na początku?